Ostatnio wzięłam się za porządki na strychu. Ile my tam rzeczy poupychaliśmy....Wstyd się przyznać. Jednak nie ma tego złego.... Z czeluści starej dębowej szafy dziadka wydobyłam lustro. Dostałam je na urodziny w latach 90-tych. Lustro niewielkie,w ramie no cóż... złociutkiej. Nijak nie pasującej do aktualnego anturażu salonu. Nie zastanawiając się długo zniosłam zapomniany prezent. Kupiłam odpowiednią farbę, pędzel i do dzieła! W jedno popołudnie sprawiłam sobie nową rzecz do salonu:) Ciesze się, że nie wyrzuciłam tego lustra i znów wisi dumnie w centralnej części domu i na nowo cieszy nasze oczy. Zawsze chętnie się w nim przeglądam wchodząc do salonu :) Niebawem znów udam się na strych w poszukiwaniu rzeczy do odnowienia. Udanego tygodnia kochani blogowicze i oby zrobiło się trochę cieplej, bo najzwyczajniej w świecie już słonka mi potrzeba...